Nazwa ta nie oddaje w pełni charakteru metody, którą lepiej byłoby nazwać metodą czasu uczenia się. Przy metodzie tej mierzy się czas (albo liczbę prób), potrzebny osobie badanej do dojścia do pewnego poziomu opanowania materiału, przyjętego za kryterium zapamiętania. Kryterium takim może być, na przykład, jedno bezbłędne wyrecytowanie materiału albo dwie poprawne reprodukcje z trzech kolejnych itp. Jednakże i ta metoda nastręcza pewne trudności. Gdy O próbuje odtwarzać materiał dopiero wtedy, gdy jest całkiem pewny, że osiągnął wymagane kryterium, może się zdarzyć, że nie tylko je osiągnie, ale i przekroczy, zanim zdecyduje się na próbę sprawdzającą. I przeciwnie, jeśli O za bardzo ufa w swe siły i próbuje odtwarzać materiał zbyt wcześnie, to E nie wie, czy taką nieudaną próbę sprawdzającą liczyć jako próbę ćwiczebną, czy nie. Inny kłopot, jaki sprawia ta metoda, polega na tym, że dyskryminuje ona osoby, które mają trudności z opanowaniem jakiegoś jednego elementu: mogą one 95% materiału nauczyć się w sześciu próbach, a opanowanie pozostałych 5% może im zabrać nowych sześć prób.
Zaletą metody uczenia się jest możliwość stosowania jej do bardzo różnego materiału, zwłaszcza takiego, który trudno jest rozbić na jakieś jednostki, nie trzeba go bowiem w ogóle dzielić na żadne elementy, jako że ocenia się zapamiętanie materiału jako całości.
Leave a reply